Katastrofa statku Costa Concordia była jedną z bardziej spektakularnych w historii współczesnej żeglugi wycieczkowej, zaś proces kapitana wycieczkowca z całą pewnością zaliczyć można do spraw bardzo głośnych oraz medialnych. Mimo że przyczyny katastrofy biegli ustalili jednoznacznie, nie brakowało głosów podnoszonych w obronie kapitana Schettino.
Liniowiec Costa Concordia należał do największych i najbardziej luksusowych statków wycieczkowych pływających obecnie. Ważył ponad 110 000 ton, a jego długość całkowita sięgała 290 metrów. To więcej niż długość legendarnego Titanica. Na pokład Costa Concordia zabrać mógł 3700 pasażerów oraz 1100 członków załogi. Nie tylko jednak rozmiary samego statku były ogromne. Przerażał także rozmiar tragedii.
Do katastrofy doszło 13 stycznia 2012 roku u wybrzeży włoskiej wyspy Giglio. Pierwsze doniesienia medialne podawały, że statek – poprzez uderzenie w przybrzeżne skały – osiadł na mieliźnie i zaczął nabierać wody. W efekcie zatracił równowagę i przewrócił się. Informacje podane przez dziennikarzy nie były jednak jeszcze tragiczne: początkowe komunikaty mówiły o śmierci trzech osób, sześćdziesięciorgu rannych i ewakuacji ponad czterech tysięcy pasażerów i załogi. Z godziny na godzinę bilans jednak wzrastał, a informacje na temat odnalezionych zaginionych nie napawały optymizmem. Ostatecznie zginęło ponad trzydzieści osób, a prawie siedemdziesiąt zostało rannych.
Prokuratura bardzo szybko podjęła decyzję o tymczasowym aresztowaniu kapitana statku, Francesco Schettino. Pierwsza teza wskazywała, że bezpośrednią przyczyną katastrofy był nieprawidłowy manewr zarządzony przez dowodzącego wycieczkowcem. Założenia śledczych okazały się mieć wiele wspólnego z prawdą. Potwierdziły je późniejsze zeznania szefa portów we Włoszech, Vittoria Alessandra, który potwierdził, że zbliżenie liniowca do brzegu było niebezpiecznie i niezgodne z zaplanowanym kursem. Niezgodność tę potwierdził sam oskarżony Schettino, wyznając, że bliskie przepłynięcie wzdłuż wyspy Giglio związane było z chęcią pozdrowienia byłego kapitana statku Costa Concordia, prywatnie zaś przyjaciela Schettino. Nie była to także sytuacja epizodyczna: oskarżony czynił tak już wcześniej.
Prokuraturze wtórowali pełnomocnicy pasażerów, nazywając Schettino „osobnikiem nie nadającym się do funkcji kapitana”. Zauważyć jednak trzeba, że – zgodnie z potwierdzonymi zeznaniami – statek podpłynął za blisko nie po raz pierwszy. Z niebezpieczeństwa, jakie generowała ta sytuacja, musiały sobie zdawać sprawę inne osoby, nie uznawały go jednak za znaczące.
Krytykowano także zachowanie kapitana w momencie katastrofy. Podkreślano, że – wbrew obowiązującemu prawu – zszedł z pokładu pierwszy, gdy tylko zauważył niebezpieczeństwo przechyłu statku.
Sąd skazał Schettino na 16 lat pozbawienia wolności za doprowadzenie do katastrofy, a także przyczynienie się do śmierci i obrażeń wielu osób. Zobowiązał go także do wypłacenia odszkodowań rodzinom ofiar i ocalałym pasażerom, a także władzom Toskanii.
Od wyroku apelowali zarówno obrońcy, jak i prokuratura. Schettino twierdził, że jest niewinny: zapewniał, że tylko dzięki jego decyzjom liczba ofiar nie była większa. Sąd uznał jednak, że kapitan nie tylko doprowadził do wypadku, ale i złamał procedury, próbując opóźnić alarm i zataić fakt katastrofy oraz utrzymując, że doszło tylko do awarii prądu. Ucieczka z pokładu również nie była czynnikiem sprzyjającym. Sąd apelacyjny podtrzymał zatem wyrok.
Za cenne wskazówki dziękujemy portalowi Wielkie-Katastrofy.pl .